środa, 2 grudnia 2015

Ulubieńcy listopada

Wreszcie mam chwilę wytchnienia. W ostatnim czasie miałam ogromne urwanie głowy na uczelni, na bloga nie miałam zupełnie czasu. Postaram się nadrobić zaległości. i dzisiaj przybywam do Was z postem o kosmetykach, które szczególnie polubiłam w listopadzie. Zapraszam na kilka słów o wyjątkowej kosmetycznej piątce.


Jako pierwszy przedstawiam Wam cień Maybelline Color Tattoo w odcieniu 40 permanent taupe- pisałam o nim tutaj. Używam go to podkreślania brwi i jestem ogromnie zadowolona z efektu jaki daje. Więcej przeczytacie o nim w poście, który Wam podliknowałam. Kolejnym makijażowym ulubieńcem jest podkład w musie MaxFactor Whipped Creme w odcieniu 45 warm almond. Z początku wydawał mi się za ciemny, jednak podkład idealnie stapia się ze skórą twarzy i nie jest zbyt ciemny, wygląda bardzo ładnie. Pod oczy i jako bazę używam od dłuższego czasu korektora Maybelline Affinitone. Moje cienie pod oczami są minimalne więc nie wiem czy sprawdziłby się u osób o większych wymaganiach, jednak jako baza sprawdzi się na pewno u każdego bez zarzutu. Pozostając w makijażowym klimacie, moim chyba największym ulubieńcem jest trio do konturowania od Wibo.Najbardziej z całej trójki urzekł mnie róż, jednak bronzer i rozświetlacz są również ok. Opakowanie wykonane jest solidne i ogromny plus dla producenta za lusterko. Ulubieńcy włosowi się nie pojawią, ponieważ ostatnie nowości testowałam zbyt krótko, aby wyrobić sobie o nich zalążek opinii. W pielęgnacji ciała ostatnio dość często stosuję peeling Perfecta jagodowa muffinka, który zauroczył mnie zapachem i zdzieraniem. Nie jest ono mocne, lecz mi taki stopień złuszczania odpowiada. Mały minus za tłustą warstwę przez zawartość parafiny, ale i tak go bardzo lubię.



Jestem bardzo ciekawa, jakie kosmetyki przypadły Wam do gustu w listopadzie- koniecznie napiszcie mi o tym oraz czy miałyście kosmetyki wymienione przeze mnie :)

czwartek, 26 listopada 2015

Całkiem przyzwoite serum na końcówki- Joanna Argan Oil

Serum na końcówki włosów to nieodłączny element w pielęgnacji włosów. Końcówki jako najstarsza część naszych włosów wymagają szczególnego zainteresowania i uwagi. Testowałam już mnóstwo preparatów mających na celu wzmocnienie i ochronę końcówek, Joanna Argan Oil jest kolejnym tego typu produktem. Do obietnic producentów kosmetyków z przeznaczeniem na końcówki podchodzę z ogromnym dystansem. Nie oszukujmy się, sera nie scalą nam rozdwojonych już końcówek, mogą jedynie opóźnić ten proces lub wizualnie sprawić wrażenie zdrowych końców. Ale przejdźmy do sedna recenzji.




Skład:

Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetyl Alcohol, Paraffinum Liquidum, Dimethicone, Cocos Nucifera Oil, Glycerin, Stearalkonium Chloride, Argania Spinosa Kernel Oil, Cetrimonium Chloride, Polyquaternium-10, Peg-20 Stearate, Isopropyl, Alcohol, Hydroxyethylcellulose, Parfum, Hexyl Cinnamal, Dmdm Hydantoin, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Citric Acid, Ci:16255, Ci:19140

Serum znajduje się w 50 ml tubce, z której bez problemu można wydobyć produkt. Jego cena to ok. 8-10 zł. Zapach jest charakterystyczny dla produktów z tej serii, dość ciężki, lecz przyjemny dla nosa. Ja swój egzemplarz kupiłam w Drogerii Laboo, ale z pewnością jest dostępny też w innych kosmetycznych wysepkach. Początkowo serum nakładałam wyłącznie na ostatnie partie włosów, później zwiększyłam powierzchnię obdarowywaną substancją na niemal całe włosy, ponieważ serum ułatwia rozczesywanie. Nie przetłuściło włosów i nie obciążyło, za co ogromny plus. Wydajność również wysoka, biorąc pod uwagę częstotliwość użytkowania i nakładanie na większe partie włosów. Czy zauważyłam ochronę przed rozdwajaniem? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ wpływ na powstrzymanie tego procesu mogą mieć również inne czynniki. Niemniej jednak, końcówki (jak i reszta włosów) bardzo ładnie po użyciu Joanny wyglądały i nie wykluczam powrotu do tego serum. 

poniedziałek, 23 listopada 2015

Ulepszamy naturę czyli makijaż brwi.

Cześć:) Przez bardzo, ale to bardzo długi czas nie przywiązywałam wagi do makijażu brwi. Brwi jak brwi, myślałam. Regulowałam, ale na tym kończyłam swoją pracę nad nimi. I to był mój ogromny błąd. Podkreślone brwi nadają wyrazu makijażowi, a twarz jest dzięki temu bardziej wyrazista niż dzięki brwiom w odsłonie nude. Nie uważam się, broń Boże, za wzór do naśladowania jeśli chodzi o podkreślanie brwi, przede mną jeszcze dużo pracy. Postanowiłam jednak nieco pokombinować i w dzisiejszym poście przedstawić Wam efekty moich wariacji brwiowych. Nim jednak przejdę do meritum, chciałam podkreślić, że zanim znalazłam kolor idealny, używałam kredki do brwi Maybelline Brow Satin. Kredka była ok, lecz ma zdecydowanie ciepły odcień i często brwi wydawały mi się rudawe. Zależało mi na znalezieniu produktu w tonacji chłodnej. 


Na Rossmannowej promocji zaopatrzyłam się w cień Maybelline Color Tattoo w odcieniu 40 permanent taupe i to był strzał w dziesiątkę. Odcień chłodny, można nim stopniować intensywność koloru, a także nałożyć go na powiekę jako tradycyjny cień. A, i wreszcie mogę w pełni użytkować pędzel Hakuro h85, który jak dotąd leżał nieużywany. Same plusy.


Cień jest bardzo trwały. Zarówno na powiece jak i na brwiach. Nie ściera się, nie rozmazuje- test w deszczowy dzień mam za sobą. Bardzo łatwo się go nabiera na pędzel i bez problemu aplikuje na brwi. Mam również przeczucie, że starczy mi na długi czas, ponieważ na brwi wystarczy niewielka jego ilość. 


Z pewnością jesteście zainteresowane jak produkt prezentuje się na brwiach. Zaznaczam po raz kolejny, że do ideału wiele im brakuje, ale reguluję je sama i staram się powoli dochodzić do ładu i ulepszać umiejętności w tym zakresie, zatem proszę o wyrozumiałość :)


Według mnie prezentuje się całkiem w porządku, brwi są podkreślone i bardziej wyraziste, lecz bez przesady. Wyglądają w miarę naturalnie. Odcień jest również zbliżony do naturalnego koloru moich włosków.


Cień Maybelline Color Tattoo uważam za odkrycie tego roku w zakresie makijażu brwi i żałuję, że sięgnęłam po niego dopiero teraz. Przyznam się, że mam chęć wypróbować inne kolory, tym razem zgodnie z ich przeznaczeniem. 


czwartek, 19 listopada 2015

Dzień dla włosów- same nowości i pierwsze wrażenia

Cześć :) Dnia dla włosów nie było na blogu już dłuższy czas. Dlaczego? Z kilku powodów. Po pierwsze, zajęcia rozpoczynam w godzinach porannych i nie mam czasu posiedzieć dłużej z maską na głowie. Po drugie, ostatnio dopadło mnie lenistwo połączone z brakiem czasu na wszystko, włosy na tym również ucierpiały. Po trzecie, ciężko zrobić dobre zdjęcie przez aktualnie panującą pogodę, ciemności egipskie robią swoje. Mimo wszystko, udało mi się poświęcić włosom nieco więcej czasu i przy okazji opisać rytuał na blogu. Jesteście ciekawe co dziś robiłam z włosami? Zapraszam.



Na początku naolejowałam włosy olejem z orzechów włoskich na całą noc. Aplikację oleju umila przepiękny zapach prażonych orzechów. Olej jest dość wydajny, a włosy bardzo szybko go wchłonęły- zaniedbanie daje się we znaki. . . 


Włosy umyłam szamponem przeciwłupieżowym Ziaja Med. Osuszyłam włosy i nałożyłam na nie maskę Kallos Omega. Po 15 minutach spłukałam ją, osuszone włosy spryskałam odżywką Marion Hydro Silk, a w skalp wtarłam Pokrzepol. Następnie, tradycyjnie, rozczesałam włosy Tangle Teezerem i wysuszyłam chłodnym nawiewem suszarki. Efekty? Zadowalające.


Włosom spodobała się maska Kallos Omega oraz nowy olej. Są miękkie, lekkie i sypkie- dokładnie takie, jakie najbardziej lubię. Rozczesały się bardzo dobrze, obyło się bez większych problemów. Zapach maski pozostał dość długi czas na włosach, a że jest piękny, to dodatkowy dla niej plus. Jeśli chodzi o olej, zdecydowanie odpowiada moim włosom, nie spuszyły się ani nic z tych rzeczy. Wyczuwam nowego ulubieńca. Poniżej, kilka fotek prezentujących moją czuprynę. Dawno jej nie pokazywałam więc dziś muszę nadrobić zaległości.




Muszę przyznać, że mimo ostatniego zaniedbania, włosy mają się całkiem nieźle. Obiecuję nadrobić zaległości i poświęcić im nieco więcej czasu. 







wtorek, 17 listopada 2015

Dużo nowości, czyli co nowego zagościło w moich zbiorach w listopadzie

W ostatnim czasie wpadło do moich zbiorów wiele nowych kosmetyków. Część z nich to prezenty dla siebie samej z okazji zbliżających się 22 urodzin, które obchodzę dokładnie za 4 dni- a co tam, urodziny ma się raz w roku :)  Kilka produktów kupiłam nieco wcześniej, były to zakupy z konieczności. A i promocja w Rossmannie zostawiła wspomnienia w postaci kilku kosmetyków upolowanych (dosłownie) jeszcze zanim na drogerię napadł tłum kobietek, które nie zawsze odznaczają się choć minimalnym poziomem kultury osobistej. Przechodząc do sedna, zapraszam wszystkich na przedstawienie moich nowości.


Zacznijmy od zakupów poczynionych w Rossmannie. Trafiłam na dzień, w którym promocja na oczy i twarz łączyła się. Z tego tytułu do koszyka wrzuciłam cień Maybelline Color Tattoo w odcieniu 40 permanent taupe- z przeznaczeniem głównie na brwi, ale jako cień nałożony na powieki również wygląda znakomicie. Kupiłam również osławiony sypki puder Wibo Fixing Powder, na szczęście było ich jeszcze kilka do wzięcia. Wahałam się między uzupełnieniem zapasu podkładu Rimmel Stay Matte a podkładem, którego jeszcze nie miałam okazji używać, wybrałam nowość- Rimmel Lasting Finish Nude w odcieniu 010 porcelain. Będzie idealny na zimę ze względu na swój naprawdę jasny odcień. Na deser wisienka, zostałam szczęśliwą posiadaczką paletki Wibo do konturowania- egzemplarz zgarnęłam jako ostatni z rossmannowej półki, nietknięty. Ciekawa jestem, ile z Was ją upolowało. Z tego co piszecie na insta wnioskuję, że jej dostępność jest słaba a egzemplarze rozeszły się jak świeże bułeczki. 


W Drogerii Laboo trafiłam na promocję podkładu w musie Max Factor Whipped Creme za całe 12,99 zł! Musiałam go wziąć. Jest ciut za ciemny (ale nie tak bardzo jak myślałam), ale to nic- poczeka na lato, albo rozjaśnię go jaśniejszym podkładem. Skusiłam się również na jedwab w sprayu Marion, odżywki w sprayu nie używałam już dłuższy czas więc czas pokaże, czy polubię się z tą. W tejże drogerii kupiłam również suchy szampon Radical- jest o połowę tańszy niż Batiste, a zbiera dość pozytywne opinie. Jeszcze go nie używałam więc ciekawa jestem pierwszego wrażenia. 


Na doz.pl zamówiłam wcierkę Pokrzepol, ponieważ Seboravit prawdopodobnie wywołał u mnie łupież. Jak na razie, po dwóch tygodniach stosowania łupieżu brak, liczę na działanie w zakresie porostu i zahamowania wypadania. Choć tu i tak jest o wiele lepiej jak było. Swoją drogą, ogromny plus dla firmy Profarm- to chyba jedyna wcierka jaką znam, która posiada dogodny dla użytkownika aplikator (wyjątkiem jest tutaj Joanna Rzepa). Pozostali producenci, uczcie się praktyczności! W celu walki z łupieżem kupiłam szampon Ziaja Med z piroktonianem olaminy i cynkiem. Po kilku użyciach po łupieżu nie ma śladu. Ostatnio zmagałam się również z suchymi skórkami (szczególnie w okolicy nosa). Zażegnałam problem dzięki kremowi Alantan Dermoline z witaminą A. Skończyłam drożdże więc postanowiłam kupić ostatnią deskę ratunku czyli Biotebal. Włosy wypadają w mniejszej ilości, ale nie zaszkodzi walczyć dalej.


W Biedronce kupiłam olej z orzechów włoskich, krem Vevey oraz odżywkę Garnier Oil Repair 3, do której powróciłam z podkulonym ogonem. Oczywiście, opisywaną niedawno Ultra Doux dalej wielbię, po prostu nie mogłam jej nigdzie znaleźć. W Drogerii Laboo kupiłam jeszcze jedną rzecz, mianowicie wodę perfumowaną JFenzi o zapachu karmelu i wanilii- jest wręcz CUDOWNA i dość trwała jak na "perfumy" za 15 zł.


W Hebe natomiast kupiłam maskę Kallos Omega, na którą miałam chęć już od dłuższego czasu. Po pierwszym użyciu jestem bardzo zadowolona. Skończę ją z pewnością szybciej niż Aloe, ponieważ kupiłam na pół z koleżanką.


Co u Was nowego?
Co upolowałyście w Rossmannie?
Piszcie :*