sobota, 25 lipca 2015

Joanna Power Hair- nowość, która zupełnie się nie sprawdziła

Gdy zobaczyłam nowość od jednej z moich ulubionych firm, bez wahania wrzuciłam ją do koszyka. Wcierka Joanna Power Hair została okrzyknięta zamiennikiem słynnej wcierki Rzepa. Rzepę miałam okazję używać i ta recenzja zweryfikuje, czy w moim odczuciu ów slogan jest słuszny. Zdradzę Wam już na wstępie, że z Power Hair nie jestem zadowolona i ogromnie się zawiodłam. Jak zwykle, oczekiwałam cudów, a nic z tego nie wyszło.


Jeśli chcecie poznać skład wcierki, odsyłam Was TUTAJ. Ja swoje opakowanie wyrzuciłam już dawno więc muszę skorzystać z dorobku innej Blogerki.


Wcierkę zdenkowałam, używałam jej skrupulatnie, przez około dwa miesiące. Kupiłam ją na początku wypadania włosów. Liczyłam, że zahamuje to zjawisko. Nic bardziej mylnego. Wcierka mi nie pomogła w niczym. Miałam wręcz wrażenie, że wypadanie się nasiliło. Wraz ze stosowaniem wcierki zaobserwowałam u siebie łupież, nie jestem w stanie stwierdzić, czy miało to związek z jej używaniem, jednak nie mogę tego wykluczyć. Na plus działa opakowanie, które zużyję do stosowania wcierki Saponics.Wcierka również ładnie pachniała. I to by było na tyle. Włosy wypadały nadal, zwiększonego porostu nie zauważyłam. Nie zgadzam się z tym, że jest ona zamiennikiem Rzepy. Rzepa wypadła o wiele lepiej, porost został przyspieszony. Podsumowując, nie polecam Wam zakupu tej wcierki. Choć jestem ciekawa, jak sprawdzają się pozostałe produkty z tej serii.

czwartek, 23 lipca 2015

Dzień dla włosów z balsamem Green Pharmacy

Post z dniem dla włosów dawno nie pojawiał się na blogu co nie znaczy, że włosom poświęcałam mniej czasu. Staram się chociaż dwa razy w tygodniu zafundować im dogłębną pielęgnację, lato potrafi dać w kość, nie tylko mi, ale i włosom. Silikony po raz kolejny są moimi sprzymierzeńcami. W dzisiejszym dopieszczaniu włosów postanowiłam wypróbować nowość w moich zbiorach, a jest nią balsam od Green Pharmacy z olejem arganowym i granatem. Jest to dla mnie nowy produkt, nigdy nie używałam produktów GP z wyjątkiem kultowego serum. Jeśli jesteście ciekawe jak wypadł jego debiut- zapraszam.




Na dwie godziny przed planowanym myciem nałożyłam na włosy glicerynę, a na nią- olej z pestek arbuza. Po dwóch godzinach umyłam włosy dwukrotnie szamponem Ziaja Med przeciw wypadaniu włosów. Na odsączone włosięta zaaplikowałam porcję balsamu GP i trzymałam go pod czepkiem około 45 minut. Po tym czasie spłukałam go letnią wodą. Włosy spryskałam mgiełką Gliss Kur, a na końcówki nałożyłam serum Garnier Goodbye Damage. rozczesałam TT i wysuszyłam chłodnym nawiewem. Włosy prezentują się następująco.



























Z debiutu balsamu jestem jak najbardziej zadowolona. Włosy są miękkie, wygładzone i dociążone. Balsam w żaden sposób nie zaszkodził moim włosom. Użyłam niewielkiej ilości, a mimo to pokryła moje włosy w całości. Z rozczesaniem miałam mały problem, ale było to spowodowane twardą wodą, do której moje kudełki muszą się przyzwyczaić. Nieważne jakiej odżywki bym użyła, nieważne ile silikonów bym nałożyła, i tak będę mieć z tym problem. Niemniej jednak, z balsamu Green Pharmacy jestem zadowolona i trzymam kciuki za dalszy pozytywny rozwój naszej współpracy.

wtorek, 21 lipca 2015

Nowości- lipiec

Znów zrobiłam tygodniową przerwę od bloga. Tym razem spowodowane to było remontem oraz brakiem dostępu do internetu. Poza tym, zrobienie zdjęć w tym czasie graniczyło z cudem. Dzisiaj przychodzę do Was z postem, w którym przedstawię Wam moje zakupy z ostatniego czasu. Staram się nie kupować zbyt wielu kosmetyków, skrupulatnie zużywam zapasy. Jednak ostatnio skusiłam się na kilka produktów, nie żałuję.


Powyższe zakupy pokazywałam Wam dość niedawno, jednak się przypomnę. Walka z wypadaniem trwa i jak na razie wygrywam. Włosy lecą, lecz jest ich o wiele mniej. Jestem zadowolona, jednak nie chcę zapeszyć. Szampon Ziaja Med przeciw wypadaniu włosów sprawdza się jak dotąd bez zarzutów. Wcierka Saponics również, lecz nie jest zbyt wydajna. Niedługo będę rozglądać się za nową. Drożdże w tabletkach łykam skrupulatnie, popijając przy tym skrzyp i pokrzywę. 


Kupiłam również rzeczy najpotrzebniejsze. Dezodorant do stóp w takie pogody to rzecz niezastąpiona. Zdecydowałam się na zakup egzemplarza od No 36 i jestem zadowolona, stopy mniej się pocą, a przykry zapach jest mi obcy. Odżywka Gliss Kur w sprayu to stały bywalec w moich zbiorach. Poprzednia dobiła dna więc kupiłam następną. Postanowiłam również wrócić do starej i dobrej odżywki Gliss Kur z jedwabiem. Wielokrotnie Wam o niej wspominałam, kupiłam ją z myślą o zasilikonowaniu włosów i ich łatwiejszym rozczesywaniu. Olej kokosowy, który dość niedawno zaczęłam używać, oddałam przyjaciółce, której przyda się podczas karmienia piersią. Ja natomiast postawiłam na olej z pestek arbuza, na który miałam ochotę już długi czas.Za 100 ml oleju zimnotłoczonego nieoczyszczonego zapłaciłam 14 zł.


W Rossmannie, z metką CnD, kupiłam krem CC do ciała od Bielendy. Cena 22,99 zł przekreślona została na ok. 13 zł. Uważam to za dobry deal, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, iż krem daję świetną opaleniznę- delikatną i naturalną. Moje nogi wreszcie nie emanują bladością. Z myślą o stopach kupiłam krem od Fuss Wohl z 10% zawartością mocznika. Ma świetny skład i stosuję go także na dłonie. Bije wszystkie kremy do rąk na łeb na szyję. Polecam!


Ostatnie zakupy pochodzą ze strony doz.pl. Chciałam kupić zapas drożdży, niestety- w czterech aptekach nie było żadnych tabletek. Wkurzyłam się, w końcu nie mieszkam w jakiejś dziurze. Pani w jednej z aptek spojrzała się na mnie dość znacząco... Nie wiedziałam, że drożdże w tabletkach to taki rarytas, którego nie można nigdzie dostać. Zdecydowałam się więc na zamówienie ich ze wspomnianej strony. Za jedno opakowanie zapłaciłam 8,49 zł. Brakowało mi jeszcze paru zł, aby dokonać zakupu, więc dobrałam balsam do włosów Green Pharmacy z olejem arganowym i granatem, który chwaliła Anwen. Ciekawa jestem bardzo jak się sprawdzi, jutro pierwszy test.

Miałyście coś z moich zakupów? Chętnie poczytam o Waszych wrażeniach :)

wtorek, 14 lipca 2015

Serum na końcówki Garnier Goodbye Damage

Dziś mam dla Was kilka słów o produkcie, którego nie może zabraknąć w mojej pielęgnacji- mowa
o serum na końcówki. Zabezpieczanie końcówek włosów to dla mnie priorytet. Te partie włosów należą do najbardziej zniszczonych, a co za tym idzie- należy im się szczególna troska. Oczywistym jest, że tego typu produkt nie scali nam rozdwojonych końcówek tak jak obiecuje producent. Może jednak sprawić, że wizualnie będą wyglądały o wiele lepiej, a temperatura suszarki nie zaszkodzi im w takim stopniu jak bez użycia silikonowego produktu. Próbowałam stosować naturalne oleje jako zabezpieczanie końcówek włosów, jednak chyba robiłam to nieumiejętnie, ponieważ nawet minimalna ilość powodowała przetłuszczanie.


Skład: Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Parfum/Fragrance, Eugenol, Limonene, Linalool, Benzyl Salicylate, Benzyl Alcohol, Alpha-Isomethyl Ionone, Butylphenyl Metyhlpropional, Citronellol, Hexyl Cinnamal, Amyl Cinnamal, Phyllanthus Emblica Fruit Extract (Fil C158148/1)




Serum Garnier Fructis Goodbye Damage znajduje się w 50 ml buteleczce z pompką, jego cena to ok. 15 zł. W promocji kupimy je o kilka złotych taniej. Zapach charakterystyczny jest dla linii GD, owocowy, przyjemny. Serum jest bezbarwne, o umiarkowanej gęstości. Skład produktu nie zachwyca, jednak według mnie nie o to w tym chodzi. Silikony w zabezpieczaniu włosów są jak najbardziej wskazane. Jeśli chodzi o stosowanie- na moje włosy zużywam około 1-2 pompki. Zazwyczaj po jednej pompce na połowę włosów. Taka ilość w zupełności wystarczy, aby pokryć włosy. Po użyciu serum włosy są niesamowicie wygładzone, o niebo lepiej się rozczesują. Końcówki stają się ujarzmione, nie puszą się. Nie zauważyłam ich scalenia tak jak obiecał producent (to było nierealne :D ). Nie pojawiły się nowe zniszczenia, więc wnioskuję, że serum spełnia się w roli ochronnej. Radziłabym jednak uważać, by produkt nie teleportował się na górne partie włosów, ponieważ przypuszczam, że mógłby przetłuścić włosy. Jestem naprawdę zadowolona z tego produktu i zamierzam kupić go ponownie. Na chwilę obecną śmiało mogę nazwać go moim KWC :)

sobota, 11 lipca 2015

Semilac 032 Biscuit

Dziś mam dla Was recenzję oraz swatche ostatniego z Semilaczków, które posiadam. Mowa o przepięknym, rozbielonym różu- odcień 032 Biscuit. Kolor uniwersalny, nadaje się na każdą okazję- od ślubu po egzamin dyplomowy :) Szkoda, że pędzelek nie jest szerszy. To jest jedyną jego wadą. Oprócz tego- nie mam się do czego doczepić.


Krycie uzyskałam dwiema warstwami lakieru. Wolę nałożyć dwie cienkie niż jedną grubą warstwę. Lakier utrzymuje się standardowo około tygodnia, po tym czasie zmywam, ponieważ mam zazwyczaj ochotę na inny kolor. Słyszałam opinie, że ów lakier jest odpowiednikiem słynnego Fiji od Essie. Niemal identyczną barwę ma lakier Rimmel by Rita Ora o numerze 203 Lose Your Lingerie.


Jak Wam się podoba różowe ciasteczko? Na jakie okazje umalowałybyście paznokcie takim kolorem? Buźka :*

czwartek, 9 lipca 2015

Blond "must try"- cz 1. Odżywki i maski

Cześć :) Dzisiejszym postem rozpoczynam serię Blond "must try". Jedna z moich czytelniczek zasugerowała mi wprowadzenie takiej oto serii na moim blogu. Wiele popularnych Blogerek ma w swoich blogach podobne serie, jednak mało z nich dotyczy włosów takich jak moje- jasny blond, wysokoporowate. Mam nadzieję, że spodoba się Wam takie rozwiązanie i Czytelniczki zmagające się z problemami podobnymi do moich znajdą coś dla siebie.


Jakie są moje główne problemy z którymi z pielęgnacji włosów się zmagam? Są to przede wszystkim plątanie się włosów i ogólne zniszczenie. Przy wyborze kosmetyków są to dla mnie bardzo ważne kryteria, stawiam zatem na emolienty. Humektanty towarzyszą mi głównie przed olejowaniem oraz ostatnio- w myciu włosów. Natomiast proteiny obecne są w mojej pielęgnacji około 1 x w tygodniu. Poniżej przedstawię Wam kilka odżywek i masek, które swoim działaniem sprawdziły się na moich włosach i śmiało mogę je polecić każdej blond włosomaniaczce.





1. Gliss Kur odżywka z jedwabiem- o tej odżywce wspominałam Wam wielokrotnie. Stosowałam ją jeszcze zanim zaczęłam świadomą pielęgnację. Choć wielu dobroci w składzie nie posiada, ma sporo silikonów, co było dla moich włosów zbawieniem w czasach rozjaśniania. Wspaniale ułatwia rozczesywanie. Kupiłam ją wczoraj, aby włosy jeszcze lepiej się rozczesywały. Pisałam Wam o moim problemie z wypadaniem włosów, odżywka silikonowa na pewno spowoduje, że mniej ich stracę podczas rozczesywania i delikatniej będę się z nimi obchodzić. 

2. Wella Pro Series Repair- o tej odżywce przypomniało mi się wczoraj podczas zakupów i stwierdziłam, że muszę Wam koniecznie o niej wspomnieć. Używałam jej dawno dawno... I byłam z niej bardzo zadowolona. Przede wszystkim jej cena w promocji (ok. 10 zł za 500 ml) jest niezwykle przyjazna dla naszych portfeli. Po drugie, silikony, które moje włosy uwielbiają. W kryzysowych chwilach warto po nią sięgnąć, nie zregeneruje, ale na pewno sprawi, że nasze włosy będą lepiej wyglądały.

3. Garnier Fructis Oleo Repair- o tej odżywce pisałam Wam tutaj. Emolientowe cudeńko. Niezwykle wydajne, przepięknie pachnące i czyniące cuda. Bardzo się z nią polubiłam i z pewnością kupię jeszcze nie raz. Według mnie- najlepsza odżywka Garnier.

4. Biały Jeleń nawilżające kozie mleko- odżywka, która łączy w sobie proteiny, humektanty oraz emolienty. Ma fantastyczny skład i na pewno nie zafunduje naszym włosom przeproteinowania. Stosuję ją jako odżywkę proteinową w celu uzupełnienia tych składników. Niedługo planuję recenzję więc wyczekujcie jej cierpliwie. W międzyczasie możecie skoczyć do sklepu i wrzucić ją do koszyka :)




5. Gliss Kur ekspresowa odżywka- stosowałam kilka wersji i różnią się od siebie chyba tylko zapachem. Wspaniale ułatwiają rozczesywanie splątanych kudełków. Silikony w nich zawarte chronią włosy przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych. Multifunkcyjna odżywka. Polecam każdemu, nie tylko posiadaczkom włosów blond. Gliss Kur w sprayu niezmiennie gości w moich kosmetycznych zbiorach.

6. Serum Garnier Goodbye Damage- idealne serum zabezpieczające. Recenzja pojawi się na dniach. Nie scala naszych końcówek, co obiecuje producent (ciekawe ile osób się na to nabrało), ale sprawia, że wizualnie wyglądają lepiej i są zabezpieczone przed działaniem czynników szkodliwych. Bardzo wydajne.

7. Maski Kallos- celowo wkleiłam obrazek Milk, ponieważ świetnie się sprawdza jako maska proteinowa. Nie spowodowała przeproteinowania, co często mi się zdarzało używając proteinowych produktów. Nie tylko tą maskę warto wypróbować. Stosowałam następujące warianty i z każdego byłam zadowolona: Vanilla, Banana, Milk, Chocolate, Cherry, Algae, Color, Aloe. Nie sprawdziła się jedynie wersja Keratin. Śmiało możecie sięgnąć po te maski. Osoby o bardzo zniszczonych włosach mogą pobawić się w tuningowanie, Kallosy są wręcz stworzone do tego.

8. Maska Gloria- niepozorna, lecz potrafi wiele. Świetnie wygładza włosy, można ją wzbogacać wedle upodobań, bardzo fajnby produkt, który dostaniemy za max. 5 zł. Warto wypróbować chociażby ze względu na jej cenę i wygładzenie, jakie oferuje.


W kolejnej części przedstawię Wam kilka produktów myjących, które warto wypróbować- szczególnie posiadając włosy blond :)

wtorek, 7 lipca 2015

Wypadanie włosów- kolejne podejście do walki

Problem wypadania włosów od pewnego czasu dotyczy i mnie. Od zawsze znajdowałam pewną ilość włosów na szczotce, co spowodowane jest tym, że moje włosy są niezwykle podatne na plątanie i siłą rzeczy, kilkanaście z nich wyrywałam. Ale od ponad miesiąca wypada mi naprawdę mnóstwo włosów. Staram się obchodzić z nimi bardzo delikatnie, ale nie daje to efektów. Najbardziej przeraziłam się, gdy okazało się, że w obwodzie kucyka mam 1,5 cm mniej. Przeciągając dłonią po włosach zostaje na niej naprawdę sporo egzemplarzy. Zapaliła mi się czerwona lampka i postanowiłam podjąć radykalne kroki. Jeśli ilość wypadających włosów się nie zmniejszy, czeka mnie wizyta u trychologa. 




Postanowiłam walczyć i mam nadzieję, że pozbędę się tego problemu. W ostatnim czasie miałam sporo stresów, wypadanie tłumaczę sobie tym faktem. Stresów się pozbyłam, mam więc nadzieję, że i wypadanie ustąpi z pomocą zakupionych specyfików. Ktoś może pomyśleć, że zwariowałam, jednak ja naprawdę jestem zdesperowana i zamierzam walczyć ze wzmocnioną siłą. Jak zatem wygląda mój plan działania?


* 2 razy dziennie szklanka naparu skrzypu i pokrzywy
* 3 razy dziennie po 3 tabletki drożdży
* mycie włosów szamponem przeciw wypadaniu Ziaja
* stosowanie wcierki Saponics

Silica, którą stosowałam przeszło dwa miesiące nie przyniosła zamierzonych efektów. Wcierka Joanna Power Hair również. Nie winię ich za wzmożone wypadanie, niemniej jednak nie zamierzam ich dłużej stosować, ponieważ nie zlikwidowały mojego problemu nawet w najmniejszym stopniu. Mam nadzieję, że zakupiony arsenał pomoże. Jeżeli miałyście do czynienia z wcierką lub szamponem zakupionymi przeze mnie- koniecznie dajcie znać. Znalazłam dość mało opinii o w/w. Trzymajcie kciuki za moją systematyczność i włosy. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła powiedzieć, że włosów wypada mi coraz mniej. :) Jeśli macie dla mnie jakieś rady, koniecznie dajcie znać.

niedziela, 5 lipca 2015

Kallos Aloe- czy okazał się kolejną perełką?

Z masek Kallos jestem bardzo zadowolona i chętnie sięgam po kolejne nowości. Tak też było z wersją aloesową- gdy zobaczyłam ją na sklepowej półce, musiała znaleźć się w moim koszyku. Ostatnimi czasy bardzo polubiłam produkty z zawartością aloesu, moje włosy są mi za to wdzięczne. Odkąd dbam o nawilżenie, kondycja moich włosów stała się znacznie lepsza.




Skład: Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Parfum, Citric Acid,Cyclopentasiloxane, Dimethiconol, Propylene Glycol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone

Maska znajduje się w charakterystycznym litrowym opakowaniu. Uważam to po części za jej minus, ponieważ bardzo długo się je zużywa. Nawet, jeżeli porobimy odlewki. W dość krótkim składzie na czwartym miejscu znajduje się tytułowy aloes. Cena- standardowo ok. 10-12 zł. Jeśli chodzi o dostępność, są to na pewno drogerie Hebe, sklepy fryzjerskie, drogerie Laboo, Kallosy pojawiają się w coraz większej ilości sklepów kosmetycznych. Zapach maski jest przepiękny, przypomina mi płyn do płukania tkanin- delikatny i świeży. Niestety, na włosach nie utrzymuje się długo, nad czym ubolewam. Konsystencja jest dość gęsta. Działanie maski bardzo mi się spodobało. Włosy po jej użyciu są miękkie, wygładzone i puszyste- nie zauważyłam obciążenia czy efektów ubocznych. Bez problemu się rozczesują. Próbowałam ją tuningować olejem i w takiej mieszance również znakomicie się sprawdziła. Dopisuję ją do moich ulubieńców. :)

Lubicie maski Kallos? Jakie są Wasze ulubione?

środa, 1 lipca 2015

Mix zdjęć- maj/czerwiec

Cześć :) Po dłuższej przerwie wracam do blogosfery. Jak wiecie, ostatnio nie miałam w ogóle czasu na blogowanie. Zbliżająca się obrona i inne sprawy absorbowały mój czas kosztem pisania dla Was postów. Ale ogłaszam powrót i poświęcenie blogowi większej ilości czasu. Pomyślałam, że zacznę od mixu zdjęć, które przedstawią, co działo się u mnie w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Zdjęcia pojawiają się na Instagramie, jednak dla tych z Was, które go nie posiadają, kilka fotek wrzucam do tego postu. Zapraszam :)


Mix zaczynam od hybryd, które pokochałam- zarówno robić jak i nosić. Jestem bardzo zadowolona z trwałości i jakości. Polecam wypróbować ten rodzaj manicure :)



Pozostając w temacie kosmetycznym, dostałam się do testów na wizaz.pl- do testowania otrzymałam kredkę do brwi Maybelline Brow Satin w odcieniu dark blond i jestem nią zachwycona. Recenzja z pewnością wkrótce się pojawi. Na promocji w Rossmannie -40% na kosmetyki do pielęgnacji twarzy skusiłam się na tonik Ziaja Liście Manuka oraz krem na noc Alterra. Odkryłam również idealne serum na końcówki, a jest nim Garnier Fructis Goodbye Damage. Aktualnie obowiązuje na nie promocja w Rossmannie i kosztuje chyba ok. 12 zł. Polecam :) Pisałam Wam również o tym, że moje włosy polubiły się z olejem kokosowym i stosuję go cały czas. Służy włosom i nie zamierzam z niego rezygnować.



A teraz trochę prywaty- wczoraj udało mi się obronić licencjat na 5. Jestem z siebie bardzo zadowolona, jednak stres, który mi towarzyszył był nie do opisania. Jestem strasznym chojrakiem jeśli chodzi o egzaminy, ale udało się. Mam nadzieję rozchodzić buty, które kupiłam specjalnie na obronę, bardzo mi się podobają, ale jeszcze muszą się dotrzeć.



Wraz z Jakubem odwiedziliśmy kilka zakątków regionu, wpadliśmy na Górę Kamieńsk, taras widokowy w Kleszczowie oraz wybraliśmy się na spacer wzdłuż 



Kwiaty bez okazji zawsze są mile widziane, bardzo lubię takie upominki. Podobnie jak lody- wspominałam Wam, że jestem lodomaniaczką. Te również przypadły mi do gustu- niebo w gębie! Miłością tego lata w zakresie napojów jest dla mnie Hortex jagoda z nutą mięty. A u Chińczyków dorwałam wymarzone sandałki, spodobały mi się od pierwszego wejrzenia więc musiały być moje :)

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam :) 
Do zobaczenia w następnych postach :*