środa, 31 grudnia 2014

Szczęśliwego Nowego Roku :*

Z okazji ostatniego dnia starego roku, życzę Wam przede wszystkim tego, aby nadchodzący rok był o wiele lepszy od minionego. Nawet jeśli był udany- niech będzie jeszcze lepszy! Niech spełnią się Wasze marzenia, niech każdy dzień obfituje w szczęście, uśmiech i powodzenie. Aby Wasze postanowienia i plany zostały w stu procentach zrealizowane. Oczywiście, życzę Wam również samych sukcesów w życiu prywatnym, zawodowym i blogowym.



Szczęśliwego Nowego Roku
życzy Iz. :)

wtorek, 30 grudnia 2014

Remington Pearl Wand czyli jak z drutów wyczarować piękne fale

Z komentarzy pod poprzednim postem wywnioskowałam, że wielu z Was ciekawi jak lokówka stożkowa sprawdziła się na moich włosach. Kupiłam ją pod wpływem impulsu. Dopiero po jej zakupie dotarło do mnie, że przecież moje włosy są proste jak druty i w przeszłości każde spotkanie z lokówką kończyło się fiaskiem. Loki trzymały się max. pół godziny, utrwalanie lakierem nic nie dało. Kręcenie na papiloty dawało efekt porcelanowej lali. Warkoczyki? Dawno niemodne. Pogodziłam się więc z prostymi włosami. Ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych. W dodatku, wyczytałam, że taką właśnie lokówką można wyczarować piękne fale i loki- takie, jakie zawsze mi się podobały. Zatem, za 99, 90 zł lokówka Remington Pearl Wand wylądowała w moim koszyku.


Kilka faktów technicznych. Lokówka posiada regulację temperatury od 130 do 210 stopni. Nagrzewa się w 30 sekund. Kabel jest dość długi- 3 m, w opakowaniu znajdziemy również pokrowiec, do którego można włożyć gorącą lokówkę. Do lokówki była dołączona rękawiczka, której zadaniem ma być ochrona palców przed poparzeniem, ale zrezygnowałam z jej użytkowania. Jest to najzwyklejsza w świecie rękawiczka więc nie widzę sensu jej w ogóle zakładać.


Na początku miałam ogromny problem z jej obsłużeniem. Jak widzicie, pasma należy zawijać palcami i przytrzymać przy samym końcu lokówki. Trzeba przy tym uważać, aby się nie poparzyć. Ja radzę sobie w ten sposób, że przytrzymuję kilka pojedynczych włosków, wtedy lok zostaje zakręcony prawie do końca. Największy problem sprawia mi kręcenie spodniej warstwy włosów, z resztą jest o wiele łatwiej. Kwestia wprawy. W zależności od tego jakiej grubości pasmo nawiniemy na lokówkę, taki skręt uzyskamy. Poniżej przedstawiam Wam pojedyncze loczki. 


Zakręcenie wszystkich włosów zajmuje mi ok. 30- 40 minut. Mam gęste włosy, dlatego tak długo to trwa. Nie potrzebuję przy tym niczyjej pomocy. Na początku obawiałam się, że nie dam rady sama zakręcić włosów, jednak moje dwie lewe ręce poradziły sobie z tym. A musicie wiedzieć, że w kwestii stylizacji włosów jestem totalną niezdarą. Kucyk, koczek oraz suszenie to jedyne czynności, jakie potrafię wykonać samodzielnie i precyzyjnie. Nawet przy prostowaniu potrzebowałam czyjejś pomocy, szczególnie przy tylnich warstwach włosów. Dobra, dość teorii, zapraszam na efekt końcowy.


Włosy przed (odgniecenie zawdzięczam Invisibobble) oraz po. Prawda, że urocze? Włosy nie są zakręcone idealnie, muszę jeszcze sporo popracować. Niektóre pasma zakręciłam niedbale, wybaczcie. To dopiero moje trzecie użycie lokówki, ale i tak uważam, że nie jest najgorzej. 


A na koniec niezwykle istotna rzecz. Na początku pisałam Wam, że moje włosy są odporne na stylizację. Pierwszym razem nie użyłam lakieru w celu utrwalenia fryzury. Chciałam przetestować trwałość nieutrwalonego skrętu. Nie oszczędzałam włosów- leżałam, włosy związałam, skręt pod koniec dnia pozostał praktycznie bez zmian. Jedynie delikatnie się rozluźnił. Drugim razem, w Wigilię, utrwaliłam loki lakierem Wellaflex, w mojej mieścinie było niezwykle wilgotno i deszczowo. Obawiałam się, że loki nie wytrzymają takiej przeprawy. Wytrzymały. Bez najmniejszego uszczerbku.



Jeżeli zastanawiacie się nad tą lokówką, polecam ją szczerze. Poradzi sobie nawet z tak opornymi włosami jak moje. Cena oscyluje w granicach 100 zł, ale jest to zakup na kilka dobrych lat. Producent daje gwarancję na 5 lat. To naprawdę długo. Loki i fale tworzy przepiękne. Jej użytkowanie nie jest tak straszne jak się wydaje, wystarczy zakręcić kilka pasm i nabieramy 
wprawy :) Mam nadzieję, że moja fryzura Wam się podoba. Zawsze to jakaś odmiana dla blond drucików :)

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Nowości grudniowe

Cześć :) Jakie macie plany na Sylwestrową Noc? U mnie w tym roku Sylwester z Polsatem w domowym zaciszu, ale za to z drugą połówką :) Dziś mam dla Was post z produktami, które wpadły do moich zbiorów w tym miesiącu. Większość to kosmetyki z dwóch rozdań, które udało mi się wygrać więc fortuny nie wydałam. Poza tym, dałam sobie bana na zakupy w grudniu więc trzymałam się dzielnie, choć nie obyło się bez małych grzeszków :)


Pierwsze rozdanie jakie wygrałam, to rozdanie u LadyHope . W przepięknie zapakowanej paczuszce znalazły się następujące kosmetyki: żel pod prysznic Balea kokos i nektarynka, szampon i odżywka Balea z figą, balsam ujędrniający Eveline Argan Oil, odżywka w sprayu Joanna Naturia z maliną i bawełną, dwa lakiery do paznokci oraz chusteczki odświeżające. W tym miejscu jeszcze raz dziękuję Emilii :*


Drugi raz pofarciło mi się u IsiaQ . Oprócz kosmetyków widocznych na zdjęciu w paczuszce znalazł się szampon Balea z aloesem i mango oraz szampon Balea Professional. Oba produkty zostawiłam u siebie w domu więc nie załapały się na fotkę. Jestem mega zadowolona, wreszcie mam okazję wypróbować kosmetyków Balea oraz maseczek do włosów Babuszki Agafii :)



Oczywiście, moja skleroza zapomniała umieścić na zdjęciu powyższego lotionu do rąk Balea. Pachnie obłędnie, ale poczeka jeszcze na swoją kolej, aktualnie używam lotionu Isany z masłem shea.


A powyżej przedstawiam Wam moje grzeszki zakupowe, które popełniłam i przez nie złamałam obietnicę daną sobie i Wam. Zabieg laminowania Marion chodził za mną już od dłuższego czasu. Balsam Tisane przyda się na mrozy, które nas dotykają. Olejek łopianowy kupiłam z myślą o zwiększeniu porostu włosów. A szampon Babydream był w promocji :)


Sprawiłam sobie również szczotkę do włosów z naturalnego włosia firmy Donegal. Jestem zachwycona! Ale z mojego ukochanego Tangle Teezera nie zrezygnuję, to jest więcej niż pewne.


Najpotrzebniejszy i usprawiedliwiony zakup to suszarka Remington Pro Air 2200, ponieważ dotychczasowa wyzionęła ducha. A ja bez suszarki to jak żołnierz bez karabinu. Jednym słowem- wichura. Posiada opcję chłodnego nawiewu oraz regulację temperatury i mocy. Rewelacja. Przy kasie okazało się, że kosztuje nie 99 zł, jak na etykiecie, lecz 79 :) Uwielbiam takie niespodzianki :)



Największą perełkę zostawiłam na koniec, a jest nią lokówka stożkowa Remington Pearl Wand. Był to spontaniczny zakup, sprawiłam sobie prezent pod choinkę. Dzięki niej uzyskałam przepiękne loki i fale, choć jest dość problematyczna w użyciu, pokochałam ją bezgranicznie :) Niedługo będzie post z efektami jej użycia :)

To by było na tyle z moich grudniowych nowości.
Jak sprawa wygląda u Was?

sobota, 27 grudnia 2014

Ulubieńcy grudnia

Witajcie Kochane po świątecznej przerwie :) Pojadłyście? Prezenty dostałyście? Odpoczęłyście? Mam nadzieję, że spędziłyście Święta w miłej rodzinnej atmosferze i wszystko u Was w porządku. Z racji, iż grudzień dobiega końca, przedstawię Wam dziś kosmetyki, które zachwyciły mnie w tym miesiącu. Planuję również post z ulubieńcami całego roku ;)



Dziś mowa o wspaniałej szóstce, którą używałam z ogromną przyjemnością i zapewne wrócę do nich nie raz. Pierwszym kosmetykiem, który darzę ogromną miłością jest masło do ciała Balea o zapachu kokosa. Pachnie i działa magicznie. Zapach jest niezwykle naturalny i delikatny, przypomina budyń kokosowy. Działanie również niczego sobie. Świetnie nawilża skórę, zapach długo na niej się utrzymuje. W zakresie pielęgnacji twarzy w ostatnim czasie wybawił mnie Alantan Dermoline, który ukoił podrażnienia i przesuszoną skórę. Nie spodziewałam się cudów za 7 zł, ale zostałam bardzo mile zaskoczona. O tym kremie pisałam Wam tutaj. Pozostając przy twarzy, w tym miesiącu chętnie używałam maseczki odświeżającej Babuszki Agafii- pisałam Wam o nich w tym poście więc nie będę się powtarzać. Cud miód i orzeszki :) Bardzo polubiłam się z pomadką Celii w odcieniu 602, planuję o niej osobny post więc tam przedstawię Wam ją bliżej. Wśród włosowych ulubieńców znalazła się maska Gloria, która okazała się bezcennym skarbem za całe 5 zł, na moich włosach działa cuda. Wreszcie zaczęłam używać sprayu Nivea Long Repair, który dość długo czekał na swoją kolej. Uważam go za godnego następcę odżywek Gliss Kur, co nie znaczy, że do odżywek tych nie wrócę :) Świetnie radzi sobie z rozczesywaniem splątanych kudełków i o to mi przede wszystkim chodziło :)


Jakie kosmetyki stały się Waszymi perełkami w tym miesiącu?
Czekam na Wasze posty :)


Zapraszam Was również na rozdanie

(klikajcie na obrazek)



środa, 24 grudnia 2014

*** Wesołych Świąt! ***

Święta, Święta, wszędzie Święta, tylko śniegu brak. Choć ja zupełnie ich nie czuję, Wam pragnę życzyć przede wszystkim spokoju na te dni. Abyście mogły zatrzymać się na chwilę i spędzić czas z najbliższymi w radości i szczęściu, zapominając o codziennych troskach i kłopotach. Życzę Wam również spełnienia wszystkich marzeń, zdrowia na każdy dzień oraz pomyślności.

A tak bardziej przyziemnie- życzę Wam mnóstwa pyszności na wigilijnym stole, którymi będziecie mogły się objadać bez wyrzutów sumienia i dodatkowych kilogramów, fury prezentów pod choinką, hucznej i udanej zabawy Sylwestrowej i wszystkiego co najlepsze w nadchodzącym Nowym Roku :)




Wesołych Świąt życzy Iz. :)

wtorek, 23 grudnia 2014

Yankee Candle Icicles

Jak tam przygotowania do Świąt? Ja niestety w ogóle Świąt nie czuję. Mało cieszy mnie ten czas, może dlatego, że do 7 stycznia muszę oddać pierwszy rozdział pracy i mam nawał pracy. Mam nadzieję, że w przyszłości to się zmieni i będę czerpać więcej radości ze Świąt. Pozostając w klimacie świątecznym, mam dziś dla Was recenzję wosku z zimowej edycji Yankee Candle- Icicles.



Opis producenta 

"Aromat szeleszczący sosnowych gałęzi pokrytych lodem z nutami cynamonu."

Wosk dostępny TUTAJ

Zapach bardzo mi się spodobał. Uroczy ptaszek na etykiecie przyciąga uwagę. Choć miałam pewne obawy co do tego wosku, okazały się zupełnie bezpodstawne. O Icicles krążą skrajne opinie, jednak ja należę do grupy osób, które go pokochały. Wyczuwam w nim nuty korzenne połączone ze świeżością i orzeźwieniem. Nie wyczuwam w nim leśnych zapachów, lecz w niektórych opiniach można spotkać się z takim zdaniem. Aromat dość szybko wypełnił pokój i pozostał w nim na długo. Spodobał się zarówno mi jak i mojemu facetowi i chętnie odpalamy go ponownie. Nie jest duszący oraz nie przyprawia o ból głowy. Przypomina mi męskie perfumy. Jestem zdecydowanie na TAK. Aczkolwiek mam świadomość, że nie każdemu się spodoba takie połączenie zapachów.

Wosk i inne produkty Yankee Candle można zakupić w sklepie Goodies.pl



niedziela, 21 grudnia 2014

Dove Advanced Hair Series Pure Care Dry Oil

Cześć :) Choć pogoda nie dopisuje, ja tryskam humorem, m.in. z tytułu dzisiejszego zakupu, który pokazałam już na Instagramie. Zakup z pewnością doczeka się osobnego wpisu, możecie spodziewać się go w najbliższym czasie. Lecz dziś mam dla Was recenzję zestawu Dove Pure Care Dry Oil, który, jak wiecie, otrzymałam do testów na Wizażu. Długo zwlekałam z recenzją tych produktów, ale myślę, że nadszedł już czas na wyrażenie opinii o nich. Jeżeli jesteście ciekawe, czy zestaw sprawdził się na moich wymagających kłaczkach- zapraszam do dalszej lektury :)



W skład zestawu wchodzą następujące produkty:
szampon- 250 ml/ ok. 20 zł
odżywka- 250 ml/ ok. 20 zł
olejek- 100 ml/ ok/ 40 zł

Szampon

Opis producenta:
Szampon Dove Pure Care Dry Oil przeznaczony jest do włosów suchych i matowych. Został wzbogacony o technologię Keratin Repair Actives i kompozycje olejku mineralnego i olejków naturalnych, z afrykańskim olejkiem z orzechów makadamia. Delikatnie myje suche i matowe włosy pozostawiając je jedwabiste. Nie obciąża włosów. 
Cechy i zalety: 
- Pozostawia jedwabiste w dotyku włosy 
- Nie obciąża włosów 
Sposób użycia: Nanieś na mokre włosy, spień i następnie spłucz. W razie kontaktu z oczami natychmiast przepłucz je wodą. Dla lepszych rezultatów używaj regularnie z odżywką Dove Pure Care Dry Oil do włosów suchych i matowych. 



Skład:

Przyznaję od razu, że z szamponem moje włosy się nie polubiły. Ostatnimi czasy w ogóle nie używam tego typu szamponów, choć silikony kocham, to w szamponach jestem na nie. Być może przy bardzo zniszczonych włosach sprawdziłby się bez zarzutów. Mam wrażenie, że włosy są po nim obciążone i nieświeże. Nie plącze włosów, ale to pewnie zasługa silikonów i olejków zawartych w szamponie (kokosowy, ze słodkich migdałów, makadamia). Konsystencja jest dość rzadka, przezroczysta, o żółtym zabarwieniu. Szampon dość dobrze się pieni. Zapach jest dość ciężki, trudno mi go do czegoś porównać... Jeśli już mam wybierać, to dla mojego nosa są to perfumy, lecz nie jest to mój typ. Męczy mnie ów zapach. Plus za opakowanie, choć nie widzimy, ile szamponu zostało, pod wpływem grawitacji resztki na pewno się nie zmarnują.

Odżywka

Opis producenta:
Odżywka Pure Care Dry Oil przeznaczona jest do włosów suchych i matowych. Została wzbogacona o technologię Keratin Repair Actives i kompozycje olejku mineralnego i olejków naturalnych z afrykańskim olejkiem z orzechów makadamia. Odżywka wygładza włosy i odżywia je, aby stały się bardziej jedwabiste. 
Cechy i zalety: 
- Odżywia włosy bez obciążania 
- Pozostawia włosy jedwabiste w dotyku    
Sposób użycia: Po umyciu, nanieś na mokre włosy omijając nasadę włosów, następnie dokładnie spłucz. W razie kontaktu z oczami, natychmiast przemyj je wodą. 


Skład:

W przypadku odżywki sprawa wygląda nieco lepiej. Nie stosuję jej codziennie, ponieważ lekko puszy moje włosy, ale podejrzanym w tej sprawie jest olej kokosowy. Używana raz na kilka dni im nie szkodzi. Ułatwia rozczesywanie, lecz nie zauważyłam głębszego odżywienia. Ot, taka zwyczajna emolientowa odżywka. Nuta zapachowa jest identyczna jak w przypadku szamponu, na szczęście nie utrzymuje się długo na włosach, ponieważ po dłuższym czasie męczy mnie ten zapach. Innym być może się spodoba, ale ja do tych osób. Konsystencja umiarkowana o kolorze kawy z mlekiem, bardzo łatwo ją wydobyć z tubki, można stwierdzić, że aż zbyt łatwo. Podobnie jak u poprzednika- plus za opakowanie. 


Olejek

Opis producenta:

Lekki olejek do wszystkich rodzajów włosów z afrykańskim olejkiem makadamia. Wyjątkowa kuracja dla niezwykłego odżywienia, pozostawia Twoje włosy miękkie i jedwabiście gładkie. Dodaje włosom blasku nie pozostawiając poczucia tłustych włosów. 
Cechy i zalety: 
- Odżywia i chroni włosy 
- Nadaje włosom blask i miękkość 
- Ma lekką formułę, która nie obciąża włosów

Sposób użycia: W celu uzyskania najlepszych rezultatów, nałóż 3-4 porcje olejku na dłonie, a następnie rozprowadź go na umytych, wilgotnych włosach od połowy ich długości, aż po same końce. Wysusz włosy suszarką lub pozostaw do wyschnięcia. W przypadku kontaktu z oczami, dokładnie je przemyj. Spróbuj też użyć olejku w inny sposób: 
1. Przed myciem, aby odżywić włosy wmasuj olejek i pozostaw na 30 min, a następnie umyj włosy szamponem. 
2. Po myciu, aby zatrzymać nawilżenie nałóż na suche włosy - będą one bardziej elastyczne. 
3. Jako wzmocnienie działania innych produktów dodaj jedną porcję olejku do swojej ulubionej odżywki, maski lub produktu bez spłukiwania, aby wzmocnić ich działanie odżywiające. 


Skład: Cyclopentasiloxane, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Dimethiconol, Punica Granatum Seed Oil, Cocos Nucifera (Coconut) Oil, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Helianthus Annuus (Sunflower) Seed oil, Elaeis Guineensis (Palm) Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Parfum (Fragrance), Phenyl Trimethicone, Amodimethicone, Cyclohexasiloxane, Cyclotetrasiloxane, Ethylhexyl Methoxycinnamate, BHT, Alpha-Isomethyl Ionone, Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Butylphenyl Methylpropional, Citronellol, Coumarin, Geraniol, Hydroxycitronellal, Limonene, Linalool.


Olejek deklasuje poprzedników. Jest moim ulubieńcem z całej serii. Choć jego skład nie należy do naturalnych i jest naładowany silikonami, a parafina na drugim miejscu straszy osoby wrażliwe, polubiłam się z tym olejkiem. Silikonowe serum stosuję w celu zabezpieczenia końcówek włosów przed temperaturą suszarki. I w takiej roli spisuje się znakomicie. Choć, oczywiście, nie jest ideałem. ZAPACH. Drażni mnie niemiłosiernie. Nuta zapachowa zbliżona do pozostałych, ale w stężeniu o wiele silniejszym. Przypomina mi takie stare babcine perfumy, fuj ;/ Ale jestem w stanie mu wybaczyć tą wadę. Z trudem, ale rozgrzeszam. Olejek jest bardzo wydajny, wystarczają dwie pompki, aby pokryć moje końcówki. Plus za opakowanie z pompką oraz przezroczystość, dzięki której widzimy, ile produktu zostało. 

Co sądzę na temat całej serii?

Przeciętne w działaniu produkty o wygórowanej cenie. Opakowania prezentują się bardzo ładnie, nadają się na prezent- estetyka i minimalizm to ich niekwestionowane zalety, ładnie wyglądają na drogeryjnych i domowych półkach. Z produktami Dove nie miałam wcześniej do czynienia. Gdybym nie dostała opisanych produktów do testów, na pewno nie zakupiłabym ich. Same chyba przyznacie, że 20 zł za szampon i odżywkę o pojemności 250 ml to jest zbyt wiele. W moim mniemaniu działają naprawdę średnio i ich nie polecam. Z wyjątkiem olejku, który owszem, kosztuje 40 zł, ale w jego przypadku cena jest adekwatna do pojemności, wydajności i działania. Za taką cenę lepiej poszukać innych produktów.

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdanie :)

Z okazji mojego dobrego nastroju i zbliżających się Świąt mam dla Was rozdanie. Niedługo liczba moich Czytelników przekroczy 300 więc to kolejny powód, dla którego pragnę Was obdarować. Tym razem postawię na nagrody jawne :) Możecie się spodziewać jeszcze jakiejś niespodzianki, na pewno coś dorzucę. Kosmetyki, jakie możecie wygrać to:

* Algi
*Zabieg Laminowania Marion
*Joanna Maska Jajeczna
*Kallos Color
*Wosk Yankee Candle Apple Pine Needle
*Green Pharmacy serum na końcówki
*Green Pharmacy Olejek Łopianowy z papryką
*Ziaja Liście Manuka Pasta Do Głębokiego Oczyszczania Twarzy
*Donegal Szczotka z naturalnego włosia
*Mikrodermabrazja Marion
*Próbki kremów
*Truskawkowa Maseczka do twarzy





Aby wziąć udział w rozdaniu, należy być publicznym Obserwatorem mojego bloga oraz zgłosić się w komentarzu pod tym postem. To jedyne konieczne warunki. -> 1 los
Nie musicie mieć bloga, aby wziąć udział w rozdaniu.

Jeżeli chcecie zdobyć dodatkowe losy, możecie:

1. Dodać podlinkowany banner na swojego bloga + 1 los
2. Dodać mojego bloga do blogrolla + 1 los
3. Zaobserwować mnie na Instagramie klik + 1 los
4. Jeżeli moje Top Gaduły zechcą wziąć udział w rozdaniu, otrzymają 1 los


Regulamin:
1. Czas trwania rozdania: 20.12.2014r. - 31.01. 2015r.
2. Aby rozdanie było zrealizowane, musi w nim wziąć udział minimum 30 osób.
3. Aby wziąć udział w rozdaniu trzeba być publicznym obserwatorem bloga i podać swojego e-maila- są to warunki obowiązkowe.
4. Autorem rozdania jestem ja, autorka bloga Kosmetyczne fanaberie – Iz.
5. Wyniki ogłoszone zostaną w przeciągu 7 dni od zakończenia rozdania- zwycięzcę wyłonię drogą losową.
6. Ze zwycięzcą skontaktuję się drogą mailową po losowaniu.
7. Jeżeli zwycięzca nie odpowie na maila w ciągu 5 dni, traci prawo do nagrody; nowe losowanie odbędzie się w przeciągu 3 dni roboczych od daty utracenia wygranej przez pierwszego zwycięzcę.
8. Koszty wysyłki pokrywam ja i nadaję paczkę jedynie na terenie Polski.
9. Nie ponoszę odpowiedzialności za zniszczenie jakiegokolwiek produktu znajdującego się w przesyłce podczas transportu (nagrody zostaną przeze mnie odpowiednio zabezpieczone, ale nie jestem w stanie monitorować w jakich warunkach paczka będzie przewożona).
10. Rozdanie nie podlega przepisom z Ustawy o grach i zakładach wzajemnych z 29 lipca 1992 (Dz.U. z 2004 r. Nr 4, poz. 27 z późn. zm.).
11. Osoba biorąca udział w rozdaniu akceptuje Regulamin i wyraża zgodę na przetwarzanie danych osobowych zgodnie z Ustawą o Ochronie Danych Osobowych (Dz. U. Nr 133 pozycja 833).
12. W rozdaniu nie mogą brać udziału osoby, które mają blogi jedynie by wygrywać rozdania
13. Wszystkie kosmetyki są nowe i nigdy nie używane

Formularz zgłoszeniowy

Obserwuję jako:
email:
banner: tak (+link) / nie
blogroll: tak (+link) / nie 
Instagram: tak (+nick) / nie
Top Gaduła: tak/nie


Życzę Wszystkim powodzenia :*

piątek, 19 grudnia 2014

Maseczki Babuszki Agafii

Cześć :) Melduję, iż nie dotrzymałam obietnicy związanej z banem na zakupy. Czuję się usprawiedliwiona, ponieważ moja stara suszarka po prawie trzech latach wyzionęła ducha, a nie mogę sobie pozwolić na jej brak. Ale o tym będzie w innym poście :) Dziś, zgodnie z prawem demokracji, recenzje maseczek do twarzy Babuszki Agafii. Patriotką nie jestem, narodzie- wybacz, że wspieram naszych wschodnich nieprzyjaciół, ale kosmetyki mają świetne i nie zamierzam rezygnować z ich zakupów.


Jako pierwsza na tapetę melduje się różowa, czyli Daurska Maseczka Tonizująca. Poniżej zamieściłam jej skład, który prezentuje się całkiem obiecująco.


Zacznę od minusów, gdyż ich jest zdecydowanie mniej niż plusów. Po pierwsze- maseczka jest słabo dostępna. Na znalezienie jej stacjonarnie są nikłe szanse. Szukajcie w sklepach z naturalnymi kosmetykami. Poza tym, z tego co się zorientowałam, maseczki Agafii online są prawie o połowę droższe niż te zakupione przeze mnie. Jak widać, zapłaciłam za nie 4,70 zł. W sieci cena oscyluje około 7-8 zł. Plus przesyłka... Nie wychodzi korzystnie. Życzę Wam więc wielu zdrowych sklepów :) Kolejny minus to jej zapach, ale to jest moje subiektywne odczucie. W moim mniemaniu pachnie jak płyn do podłóg, nie przepadam za kwiatowymi aromatami. Ale komuś innemu zapach może się spodobać. Jej zalety zdecydowanie przebijają wady. Po pierwsze- w składzie znajdujemy mnóstwo naturalnych ekstraktów. Za taką cenę i pojemność- 100 ml, otrzymujemy naprawdę świetny kosmetyk. Maska nie podrażniła mojej twarzy. Po nałożeniu odczuwam ukojenie. Kolejny subiektywny plus to fakt, iż maskę należy zmyć- producent zaleca nałożenie jej na 10 minut 1-2 razy w tygodniu i zmycie ciepłą wodą. Nie lubię maseczek, które należy pozostawić do wchłonięcia. Po zmyciu twarz jest ukojona, odświeżona. Podrażnienia nie wystąpiły. Co do obietnic producenta dotyczących odmłodzenia i opóźnienia starzenia się skóry nie jestem w stanie się wypowiedzieć. Opakowanie uważam za neutralne. Niektórym osobom przeszkadza taka forma, ale mi odpowiada.


Kolejna maseczka, jaką Wam zaprezentuje, to Ekspresowa Maseczka Odświeżająca. Na początku uprzedzam, choć niektórym może wydać się to oczywiste- dla mnie nie było, nie stosujcie jej po peelingu. Zawsze nakładałam maseczki po uprzednim złuszczeniu twarzy i tak było też z tą. Doznałam niemiłosiernego pieczenia twarzy, ponieważ maseczka zawiera ekstrakt z mięty. Ale następnym razem byłam już mądrzejsza i nie wykonywałam peelingu. Jej zapach jest przepiękny, przypomina mi świeże męskie perfumy. Wyczuwalna jest również mięta. Skład, podobnie jak u poprzedniczki, zachwycający. Maseczka według mnie jest idealna na letnie dni, ponieważ świetnie chłodzi i odświeża twarz, ale w te chłodniejsze również się sprawdzi. Cera po zmyciu jest ukojona i odświeżona, zaczerwienienia nie wystąpiły. Wydaje się być rozjaśniona. Cena- taka sama jak wersji tonizującej.


Podsumowując, z obu maseczek jestem ogromnie zadowolona. Za niecałe 5 zł otrzymujemy same dobroci dla naszej cery. Maski są bardzo wydajne, ponieważ nawet niewielka ich ilość wystarcza na pokrycie skóry. Jeżeli macie dostęp do kosmetyków Babuszki Agafii, nie wahajcie się przed ich zakupem :)

Używałyście tych maseczek? Polecacie inne wersje?
Piszcie :)

środa, 17 grudnia 2014

Yankee Candle, czyli na jakie zapachy zdecydowałam się podczas DDD

Cześć :) Co tam u Was słychać? Dziś pogoda typowo wiosenna, słoneczko nas rozpieszczało. Dzień zajęty jak nigdy, ale po powrocie czekała na mnie przemiła niespodzianka w postaci posprzątanego na błysk mieszkanka. Wreszcie słońce zaświeciło i u mnie, od wczoraj tryskam humorem i energią, możecie się domyślić dlaczego :)

  
Dzisiaj post nieco spóźniony, ponieważ Dzień Darmowej Dostawy był dwa tygodnie temu, ale paczuszka z woskami dotarła w moje ręce dopiero wczoraj. Zdecydowałam się na 9 wosków, lecz, niestety, dostałam dwa takie same- Candy Cane Lane zamiast Angel Wings- i jeden sprzedałam. Szkoda, bo byłam naprawdę ciekawa tego zapachu. Może innym razem skuszę się na niego ponownie. Wszystkie pachną uroczo, ciężko zdecydować mi się na ten jeden- najładniejszy. Wczoraj paliłam CCL, dzisiaj Icicles, jestem nimi zauroczona. Mam nadzieję, że pozostałe również polubię.

Znacie zapachy, które zamówiłam?
Piszcie :)

P.S. Mam w planach kilka recenzji, m.in. zestawu Dove Pure Care Dry Oil, masła do ciała Balea oraz maseczek Babuszki Agafii. Którą chciałybyście zobaczyć jako pierwszą?

niedziela, 14 grudnia 2014

Syoss Mixing Colors 10-91 mroźny chłodny blond

Cześć :) Pierwszy raz od X czasu cieszę się, że ten weekend dobiegł końca. Mam nadzieję, że u Was lepiej niż u mnie. Wczoraj postanowiłam zafarbować odrost, ponieważ, jak zobaczycie na zdjęciach, wołał o pomstę do nieba. Ostatnio raz włosy farbowałam dokładnie dwa miesiące temu, cieszę się, że przyrost skoczył, bo odrost jest naprawdę pokaźny. Od razu zaznaczam, że farby sama nie wybierałam. Wiążę się z nią historia taka, iż kupiłam zbyt ciemny podkład i chciałam go sprzedać. Koleżanka zaproponowała wymianę za farbę. Zgodziłam się, ponieważ maluję włosy właśnie takimi chłodnymi odcieniami. O efektach zastosowania przypadkowej farby przeczytacie za krótką chwilę :)


Syoss Mixing Colors dostępny jest w drogeriach i marketach. W regularnej cenie kosztuje ok. 25 zł, co uważam za wysoką kwotę. Opakowanie zawiera dwa kolory, każdy po 30 ml, emulsję/mleczko rozwijające oraz saszetkę maski, którą należy nałożyć po zmyciu farby. Sama aplikacja należała do bezbolesnych. Na szczęście nie pojawiło się szczypanie i pieczenie. Zapach nie był aż tak uciążliwy. Jedno opakowanie wystarczyło na pokrycie odrostu, z czego jestem bardzo zadowolona, gdyż często muszę kupować dwie farby. Po ok. 40 minutach zmyłam farbę i nałożyłam dołączoną maskę+kallos bananowy+troszkę oliwki BD. Taką miksturę potrzymałam na włosach ok. 30 minut i zmyłam. Nie zauważyłam, by farba jakoś szczególnie przesuszyła włosy. Wiadomo- nie są w lepszej kondycji jak przed farbowaniem, ale nie są na pewno w opłakanym stanie. Po wysuszeniu włosów ukazał się kolor o chłodnej tonacji, który widzicie poniżej, nie odcina się diametralnie od pozostałej części włosów.


Ogólnie jestem zadowolona z tej farby. Za czasów eksperymentów kolorystycznych użyłam raz farby Syoss w jakimś ciemnym odcieniu i byłam na nie. Drugie podejście okazało się udane. Jedyne co mam do zarzucenia, to cena, ponieważ farby z niższej półki spisały się dokładnie tak samo jak ona. Więc raczej nie zdecyduję się na nią ponownie. Mam w planach przetestowanie innych farb. Przypuszczam, że może Was nieco dziwić, iż przy każdym farbowaniu używam innej farby, ale jak widziałyście na zdjęciach moich włosów- różnica nie jest widoczna :) Zatem, jeżeli dysponujecie większą kwotą, możecie spokojnie sięgnąć po tą farbę. 

Jeżeli macie jakieś doświadczenia związane z farbami Syossa, piszcie :)

piątek, 12 grudnia 2014

Alantan Dermoline lekki krem

Cześć. Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku i nie dajecie się zimowej chandrze. Moja niestety trwa na całego. Ale nie przeszkadza mi w napisaniu dla Was posta. Tym razem będzie o kremie, który kupiłam pod wpływem Waszych pozytywnych opinii. Czy sprawdził się i u mnie? Zapraszam.


Skład: Aqua, Panthenol and Propylene Glycol, Cetearyl Alcohol and Polysorbate 60, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Octyldodekanol, Caprylic/Capric Triglyceride, PEG-8, Dimethicone, Allantoin, Ethylparaben, Methylparaben, Propylparaben, Citric Acid.

Ten krem jest moim drugim egzemplarzem, ponieważ pierwszy oddałam dla pewnego dzidziusia, którego rodzice poszukiwali odpowiedniego kremu. Zakupiłam go ponownie, ponieważ za pierwszym razem sprawdzał się przyzwoicie w stosowaniu na noc. Tym razem kupiłam go z myślą ukojenia mojej podrażnionej i przesuszonej cery, która ostatnio przechodzi gorsze dni, o czym pisałam w poście o pielęgnacji twarzy. Chwilowo odstawiłam kremy matujące na rzecz tego. Przyznam szczerze, że dawno nie miałam tak wszechstronnego kremu o świetnym działaniu. Po pierwsze- po jego aplikacji czuć niezwykłe ukojenie na twarzy, wszelkie podrażnienia zostają zniwelowane. Jest niezwykle delikatny. Koi podrażnienia nie tylko na twarzy, ale również te po depilacji. Świetnie nawilża dłonie. Nadaje się również pod makijaż, ponieważ szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy. Na noc, w momentach kryzysowych, nakładam grubszą warstwę kremu i rano cera jest w stanie idealnego nawilżenia. Nie dostrzegam w nim żadnych wad. Nie wiem jak sprawdziłby się w przypadku cery suchej- moja cera jest tylko chwilowo przesuszona, z reguły ma tendencję to przetłuszczania. Warto go wypróbować, ja zapłaciłam za niego ok. 7 zł w lokalnej aptece, jest bardzo wydajny więc starczy mi na pewno na długi czas. Na chwilę obecną jest to mój ulubieniec w kategorii kremów do twarzy i zagości w mojej kolekcji na dłużej :)

czwartek, 11 grudnia 2014

Świeca Aril Lawenda & Wanilia

Cześć :* Dziś pogoda jest niezwykle przygnębiająca, bynajmniej w moim regionie. Nie chce się wychodzić z łóżka, złapała mnie jakaś zimowa deprecha. Dlatego dziś krótki post, na przekór pogodzie- o moim ostatnio ulubionym umilaczu czasu. Zapraszam.


Mowa o lawendowo waniliowej świecy Aril, którą kupiłam za ok. 5 zł z Biedronce. Z tego co mi wiadomo, są jeszcze dostępne- ten zapach widziałam nawet dziś i chyba jutro przejdę się po zapas. Jest to moja pierwsza świeca z tych biedronkowych i na pewno nie ostatia. Przyznam szczerze, że po przeczytaniu opinii  na blogach niektórych z Was, nie spodziewałam się cudów. Część chwaliła świece, inne natomiast poddawały je krytyce ze względu na brak intensywnego zapachu. Świeca stała na mojej półce ok. 3 miesiącem, nie zabezpieczyłam jej niczym, miałam wrażenie, że zapach wyparował. Wreszcie zdecydowałam się na jej odpalenie i przepadłam! Gdy wosk zaczął się topić, pokój stopniowo wypełniał się przepięknym lawendowym aromatem. Zapach nie był duszący, co bardzo ważne. Jedynym minusem świecy jest tunelowanie, ale podobno wystarczy ją owinąć folią aluminiową i problem znika. Polecam Wam wypróbować tą świecę, ja z pewnością kupię jeszcze inne zapachy, bo za taką cenę otrzymujemy naprawdę fajny umilacz czasu.


Na powyższym zdjęciu możecie zobaczyć etykietę świecy, którą opisywałam. Świeca mandarynkowa zupełnie nie dawała zapachu, ale przynajmniej zostało mi po niej szklane opakowanie, które zamierzam przerobić na dekoracyjny świecznik. Natomiast lawendowe tea lighty dają bardzo delikatny zapach, nie będę poświęcać im osobnego posta.

Miałyście świece z Biedronki? Jakie zapachy polecacie?
Piszcie :)

wtorek, 9 grudnia 2014

Profesjonalna Mikrodermabrazja dla cery tłustej i mieszanej Marion

Cześć :) Czy u Was też nie ma w ogóle śniegu? Z zazdrością patrzę na Wasze zdjęcia na instagramie, jeśli już ma być zimno, to śnieg mógłby spaść. Niestety, chyba w centrum nie mamy co na niego liczyć. Dziś mam dla Was kolejną recenzję produktu Marion, który otrzymałam w ramach współpracy. Jeśli jesteście ciekawe, czy sprawdził się na mojej cerze, zapraszam do dalszej części postu.



Produkt otrzymujemy w saszetce, która podzielona jest na trzy części- peeling, serum i maska. Koszt to ok. 3- 5 zł. Co pisze producent na temat każdej z nich? 

Etap 1. Diamentowy peeling, 5 g

Zawiera naturalne ścierniwo: mikrokryształki diamentu oraz tlenku glinu, które skutecznie złuszczają i usuwają martwe komórki naskórka.

Etap 2. Łagodzące serum, 2 ml

Kompleks nawilżający oraz alantoina w składzie serum, łagodzą zaczerwienienia i podrażnienia skóry, stabilizują poziom jej nawilżenia i poprawiają elastyczność. Serum czyni skórę gładką i jedwabistą w dotyku.

Etap 3. Wygładzająca maska, 2,5 ml

Dzięki zawartości kwasu hialuronowego oraz Dipalmitoyl Hydroxyproline maska ma działanie silnie nawilżające, ujędrniające i przeciwzmarszczkowe. Skóra pozostaje wygładzona i matowa.



Nazwa profesjonalna, według mnie w tym przypadku nie została użyta w sposób profesjonalny. Jeśli profesjonalną mikrodermabrazję można byłoby wykonywać w domowym zaciszu, obroty w gabinetach kosmetycznych zdecydowanie by spadły. Chwyt marketingowy, który w moim przypadku zadziałałby odpychająco i nie zwróciłabym uwagi na ten produkt na drogeryjnych półkach. Obawiałam się użycia tego produktu, spodziewałam się bardzo mocnego peelingu, a takie podrażniają moją cerę. Gdy już jednak zdecydowałam się na użycie, moje wątpliwości zostały rozwiane. Peeling nie okazał się zdzierający w największym stopniu, poziom zdzierania odpowiadał mojej cerze, bez wyrządzenia krzywdy. Po zakończeniu peelingu, nałożyłam serum, które spodobało mi się najbardziej z całej trójki saszetek. Cera była wygładzona i jednocześnie ukojona po peelingu. Nie wystąpiło pieczenie, szczypanie, czy podrażnienie. Sceptycznie podeszłam do maski, ponieważ nie lubię tych, które mają wchłaniać się same, Bałam się, że po złuszczeniu i "odtłuszczeniu" cery, maska wszystko zepsuje Na szczęście, wchłonęła się bezproblemowo i przetłuszczenie nie wystąpiło. Ogólnie jestem zadowolona z tego zabiegu. Cera ładnie wyglądała, była rozjaśniona, nie wystąpił buraczek, z którym często zmagam się po peelingach. Myślę, że jeszcze kupię ten produkt, bo naprawdę jego działanie- jak na pierwsze użycie- jest całkiem zadowalające :) Oczywistym jest, że taki zabieg ma sens przy większej niż jednorazowa częstotliwości, ale skoro po pierwszym użyciu jest ok, to przy regularnym użytkowaniu można osiągnąć poprawę wyglądu cery.


Kosmetyk otrzymałam w ramach współpracy z firmą Marion, 
ten fakt nie miał wpływu na moją opinię o nim.

Miałyście ten produkt? Dajcie znać, czy się sprawdził :)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Ostatnie zakupy w tym roku :)

Cześć :) Dziś ostatni taki post w tym roku, postanowiłam do końca roku nie uzupełniać wciąż powiększających się zapasów kosmetycznych. Następne zakupy z pewnością nie nastąpią zbyt szybko, ponieważ moje chomikowanie na dobre mi nie wychodzi. Muszę zużyć chociaż połowę tego co mam. 


Najbardziej jestem zadowolona z zakupów w Zdrowym Sklepie, gdzie kupiłam olej ze słodkich migdałów oraz z pestek moreli. Z tego drugiego jestem zadowolona najbardziej i olejuję nim włosy oraz nakładam na twarz. Oleju ze słodkich migdałów jeszcze nie używałam. Za 100 ml oleju z pestek zapłaciłam jak widać- 19,20 zł, a za słodkie migdały- 7,50 zł za 50 ml. Kupiłam również dwie maseczki Babuszki Agafii- tonizującą (różowa) oraz odświeżającą (niebieska). Obie jak na razie spisują się znakomicie, choć odświeżającą (mimo ogromnego chłodu na twarzy)  polubiłam nieco bardziej :)



Kolejne zakupy zrobiłam w małej drogerii w Domu Handlowym- kupilam wreszcie puder ryżowy Paese (ok. 27 zł) oraz pomadkę Celia w odcieniu 602 ( ok. 11 zł). Z pudru jestem bardzo zadowolona z wyjątkiem opakowania, ale to opiszę w recenzji. Pomadka Celia podbiła moje serce i już wiem, dlaczego zbiera tylko pochwał w Blogosferze :)



Kupiłam również oczyszczający szampon, którego zapasy wykończyłam- tym razem postawiłam na Eva Nature Style w wersji rumiankowej (ok. 4,50 zł). Z wersji różanej oraz tataro- chmielowej byłam bardzo zadowolona więc z tej zapewne również będę. W Biedronce wrzuciłam do koszyka słynną odżywkę Garnier Ultra Doux (ok. 5 zł), postanowiłam dać jej drugą szansę, ponieważ po pierwszym jej użyciu nie byłam do końca zadowolona i sprzedałam ją koleżance. Może jednak nie powinnam jej przekreślać :) W Rossmannie kupiłam nową wersję lotionu do rąk Isany (ok. 7 zł). Po kilku użyciach stwierdzam, że jest odrobinę lepsza od wersji fioletowej, ale wspomnianą jeszcze zużywam (już dobijam końca). 



To by było na tyle moich zakupów. Teraz trzymam się mocno postanowienia zużycia zapasów, ale kolejne niedługo przybędą- wygrałam rozdanie u Lady Hope , której jeszcze raz serdecznie dziękuję. :*
A jak u Was? Wpadło Wam coś nowego?
buziaki :*

niedziela, 7 grudnia 2014

Zimowa pielęgnacja twarzy

Cześć :) Dziś post dość nietypowy jak na moją osobę, bo o pielęgnacji twarzy piszę dość mało. Stwierdziłam, że powinnam Wam pokazać, jak o swoją twarz dbam, bo patrząc na przewagę postów o tematyce pielęgnacji włosów, jeszcze pomyślicie, że o twarz w ogóle nie dbam :D Co to, to nie. Znikoma ilość takowych postów spowodowana jest tym, że problemów z cerą od dłuższego czasu nie mam. Sporadycznie pojawiają się na niej niechciani goście, nie zmagam się również z cerą naczynkową. Na włosach skupiam się najbardziej, ponieważ to one wymagają w mojej ocenie największej uwagi i sprawiały mi przez lata mnóstwo problemów. Zaznaczam, iż moja pielęgnacja twarzy doskonała nie jest, ale nie wyrządza złego i w mojej ocenie jest wystarczająca.


Do demakijażu używam płynu micelarnego BeBeauty, który już się kończy i mam zamiar kupić wreszcie osławionego Garniera. W dniach lenistwa pielęgnacyjnego towarzyszył mi żel- krem BeBeauty, ale niedawno go zdenkowałam, a w Biedronce nie byłam dwa tygodnie i dopiero w przyszłym tygodniu mam zamiar uzupełnić jego brak. Co drugi dzień stosuję pastę Ziaja Liście Manuka, o której stosunkowo niedawno pisałam, więc nie będę się nad nią rozwodzić. Wody termalnej Uriage używam rano w celu tonizowania twarzy oraz na przebudzenie :) Raz w tygodniu używam również szczotki do mycia twarzy (w celu mocniejszego złuszczenia), która jakiś czas temu dostępna była w Biedronce, ale zapomniałam jej umieścić na zdjęciu.



Moja pielęgnacja w zakresie nawilżania twarzy bywa naprawdę różna. Wielokrotnie wspominałam Wam, że moja cera jest tłusta, co objawia się jej notorycznym świeceniem i sporą ilością zaskórników zamkniętych. W moim arsenale gościły kremy matujące, z suchymi skórkami nigdy nie miałam problemów. Gdy nadeszło pogorszenie pogody, zauważyłam przesuszenie cery. Przypadek? Nie wiem. Nagłe przesuszenie z powodu złej pielęgnacji raczej nie jest możliwe, ponieważ kremy matujące również nawilżają, a  krem złuszczający Ziaja odstawiłam już jakiś czas temu. W tym celu postanowiłam zamienić kremy matujące na rzecz kremu Alantan Dermoline- na dzień. Widzę poprawę, ale to jeszcze nie to, co chcę osiągnąć. Co najlepsze, świecenie twarzy, mimo jej przesuszenia, nie ustąpiło. Na noc na twarz nakładam olej z pestek moreli, który świetnie łagodzi i nawilża cerę, a rano nie ma śladu po tłustej warstewce. W celu wykończenia serum Marion, o którym pisałam wczoraj, używam go pod makijaż oraz na noc. Nie szkodzi, ale też nie pomaga. A im szybciej zużyję, tym szybciej będę mieć buteleczkę z praktycznym dozownikiem.




Nie zapominam także o maseczkach. Ostatnio moje ulubione to odświeżająca i tonizująca Babuszki Agafii. Raz na dwa tygodnie staram się również robić maseczkę z Alg, która mimo okropnego zapachu działa całkiem przyjemnie na moją cerę- jest rozjaśniona, mniej się świeci.




Jak wygląda Wasza pielęgnacja twarzy? Bardzo chętnie o niej poczytam :)

sobota, 6 grudnia 2014

Marion Golden Skin Care serum do twarzy, szyi i dekoltu

Co znalazłyście pod poduszką? O mnie Mikołaj zapomniał, ale szczególnie nad tym faktem nie ubolewam. Dziś mam dla Was recenzję produktu, który otrzymałam w przesyłce od firmy Marion. Jest to pierwszy tego typu produkt, jaki mam okazję używać, nigdy przedtem nawet nie spojrzałam na półkę kierunku takich eliksirów. Czy ten sprawi, że zmienię swoje podejście do nich? Zapraszam do dalszej części postu.



Skład:



 Opis producenta:


Serum dostępne jest w cenie ok. 10 zł. Nie mam pojęcia na temat jego dostępności, ponieważ nie rozglądałam się za nim na drogeryjnych półkach. Szata graficzna elegancka. Pojemność serum to 20 ml. Ogromny plus dla Producenta za opakowanie i dozownik w formie pipetki- dzięki niej bez problemu możemy nałożyć odpowiednią ilość produktu. Zapach również bardzo mi odpowiada. Wydajność oceniam wysoko, ponieważ używam go około miesiąca, a dostało jeszcze nieco ponad pół buteleczki.


Opis techniczny mamy za sobą, ale co z działaniem? Podchodzę z dystansem do tego typu produktów i wygórowanych obietnic producenta. Przyznam szczerze, że nie jestem do końca zadowolona z tego kosmetyku. Mam z takim typem produktu do czynienia po raz pierwszy i nie wiem, jak wygląda efekt po użyciu takiego z wyższej półki. Niemniej jednak, skoro producent obiecuje nawilżenie cerze suchej, to według mnie musi być ono naprawdę silne. Nawet nie wiecie jakie było moje zaskoczenie, gdy po kilku minutach po wchłonięciu serum, moja tłusta cera (która ostatnimi czasy ma tendencje to przesuszania- to chyba przez tą pogodę) była w takim stanie jak przed aplikacją. Nie oczekiwałam cudów, ale to przerosło moje oczekiwania. Skoro nie nawilża, to wątpię, że odbudowuje komórki mojej cery :D Ale, żeby nie było, że serum jest całkowicie beznadziejne- świetnie sprawdza się jako baza pod makijaż, ponieważ fajnie wygładza cerę. Używam, bo używam, na pewno nie zaszkodzi, ale też nie pomaga. To serum nie przekonało mnie do zakupu egzemplarza z wyższej półki, ale może Wy macie lepsze doświadczenia z takimi kosmetykami? Czekam na Wasze opinie :)




Kosmetyk otrzymałam w ramach współpracy z firmą Marion, 
ten fakt nie miał wpływu na moją opinię o nim.